Czereśniowo-truskawkowo

Weekend, weekend- na tenczas to moje magiczne słowo... powtarzam je jak mantrę. Człowiek raz na kilka sobót i niedziel ma wolne od uczelnianych murów i co ?
i nie wie co ze sobą zrobić... zatem pakuje cztery litery w auto i na zieloną trawkę - że niby do rodziców, a kończy się na obkolędowaniu znajomych i rodzinopodobnych. U każdego po pięć minutek i po weekendzie. Połowa spędzona w aucie, ale co tam- było warto!!!
Choćby dla takich chwil :


W dwa dni można cudnie dopieścić podniebienie smakami lata: czereśnie, truskawki, ogóreczki, szczypiorek, sałata, poziomki, babcina drożdżówka....
I bosy spacer z kubkiem kawy po zroszonej trawie...
O tak będę mieszkała na wsi!!!
Ale dopiero jak stanę się wypaloną, niepotrzebną światu prawniczką z grubym portfelem i z zamiłowaniem do plewienia ogródka.
A teraz rzut-powrót do piernikowego mieszczaństwa i codziennego gderania.


P.S. Nie omieszkam wspomnieć o szczególnie taktownym komplemencie od poczciwej cioteczki. Porównała mój new look do drugiej zmarłej z typu poczciwych, którą uważałam za twór adamsowy z miotłą na głowie...
Ratunku!!! Czyżby było aż tak źle?!